Albo reklamy, albo bilet do kina studyjnego - specjalne seanse filmowe w polsatowskim stylu

Albo reklamy, albo bilet do kina studyjnego – specjalne seanse filmowe w polsatowskim stylu

Obładowani popcornem i kubkami z napojami przepychamy się przez rząd foteli tylko po to, by najbliższe 20 minut spędzić na oglądaniu reklam gum Orbit czy proszków Persil. Kina, chcąc zarobić, wpuszczały na duży ekran nie tylko zwiastuny filmów (co byłoby jeszcze zrozumiałe), ale i marketing słodyczy, AGD czy kredytów. „Na tym zarabiamy” – broni się branża.

Najpierw „Kronika filmowa” w czerni i bieli reklamująca zdobycze najpierw socjalizmu, a potem po prostu będąca telegraficznym skrótem wydarzeń krajowych, którymi warto byłoby się podzielić z szerszą publicznością, została wypchnięta z dużego ekranu przez zwiastuny premier. Teraz trudno je wyłowić z nadmiaru wszystkiego, co można reklamować, a co pojawia się przed właściwym seansem. Na sprawę ostatnio zwrócił uwagę m.in. Krzysztof Stanowski z Kanału Zero. Przede wszystkim trzeba powiedzieć jasno – kina nie zarabiają na biletach, ale na wszystkim innym. Dochody z reklam mogą stanowić 20 proc. ogólnych przychodów kina.

Przemieszczając się do reklam, obrazy puszczone w kinie przed filmem dzielą się na blok reklamowy, zwiastuny, blok specjalny, logo kina i zwiastuny dołączone. Ogłoszenia niekinematograficzne powinny zająć około 10-15 minut z przewidzianych 25 minut reklam. Na przykład w Multikinie i Heliosie podzielono to po równo – 50 proc. czasu zajmują nadchodzące premiery. Bloki reklamowe przed filmami dla dzieci są krótsze i trwają od 15 do 20 minut.

Każdy zestaw reklam jest inny, co oznacza, że jego długość nie zmienia się jedynie z tygodnia na tydzień, kiedy pojawiają się nowe premiery, ale nawet z seansu na seans. Dla reklamodawców liczy się także potencjał frekwencyjny, czyli wyczekiwane przez publiczność filmy przyciągają więcej reklam. Kto ma dość reklam, może zawsze wybrać kina studyjne, z mniejszą liczbą reklam, ale i znacznie droższe.

Reklamy w kinie to idealne medium dla reklamodawców. Badania wykazują, że są lepiej zapamiętywane, a ci, którzy przyszli punktualnie, nie wyjdą na chwilę do kuchni czy łazienki. Bardziej niż same reklamy, irytuje niekompatybilność dźwiękowa – każda z nich ma inny poziom głośności. Możliwe, że marketingowcy kinowi wychodzą z założenia, że większość widzów jeszcze nie dotarła przed ekrany, więc niech chociaż je usłyszy.

Spóźniać się? Nie wypada i często nie opłaca. Przepłacać? Też niekoniecznie i nie zawsze. Foto: Mary Evans Picture Library / FORUM

Popkultura i pieniądze w Bankier.pl, czyli seria o finansach „ostatnich stron gazet”. Fakty i plotki pod polewą z tajemnic Poliszynela. Zaglądamy do portfeli sławnych i bogatych, za kulisy głośnych tytułów, pod opakowania najgorętszych produktów. Jakie kwoty stoją za hitami HBO i Netfliksa? Jak Windsorowie monetyzują brytyjskość? Ile kosztuje nocleg w najbardziej nawiedzonym zamku? Czy warto inwestować w Lego? Aby odpowiedzieć na te i inne pytania, nie zawahamy się zajrzeć nawet na Reddita.