Stysiak włączyła tryb bestii – jak Polki zareagowały na bolesną porażkę i fenomenalną grę zawodniczki
To była naprawdę dobra reakcja polskich siatkarek na pierwszą porażkę w tegorocznej Lidze Narodów. Dwa dni po gorzkim spotkaniu z Brazylijkami, od których były wyraźnie gorsze, udało im się zamknąć mecz z Dominikaną w trzech setach. Siódvy raz od początku tegorocznej rywalizacji nie pozwoliły rywalkom wygrać nawet choćby jednej partii.
Choć nie było łatwo. Najdłuższy set od prawie dwóch lat. Lavarini wyglądał jak zawiedziony ojciec
Pierwszy set spotkania z Dominikankami był najdłuższym rozegranym przez Polki od prawie dwóch lat. Co ciekawe, właśnie od meczu z Dominikaną. Wtedy, 2 lipca 2022 roku, było aż 38:36 – niestety dla rywalek, które wygrały także całe spotkanie po tie-breaku. I polskie siatkarki znów to zrobiły: znów wygrały set grany na przewagi – już piąty raz w tym sezonie. Wychodzenie z bardzo trudnych sytuacji w końcówkach zaczyna być niemalże znakiem firmowym tej kadry.
Choć Polki w tym przypadku same sobie ją stworzyły. Porażka w tym secie bolałaby zwłaszcza dlatego, że przez długi czas utrzymywały przewagę czterech punktów nad Dominikankami – od 15:11 do 20:16. Zgubiły ją, gdy pojawił się bardzo słaby moment ich gry, ale to one jako pierwsze zyskały piłkę setową.
Ostatecznie wykorzystały dopiero szóstą. Gdy nie potrafiły skończyć seta przy pięciu poprzednich, trener Stefano Lavarini, patrząc na to, co robią jego zawodniczki, wyglądał jak zawiedziony ojciec. Wydawało się, że ta partia nigdy się nie skończy, a Polki będą tylko ciągle marnować swoje szanse, ale to złudzenie.
W poprzednich drużynie też udawało się wytrzymać najgorszy moment, jak długo by on nie trwał. Tak wykuwały w sobie wielką siłę i teraz korzystają z niej, gdy tylko pojawiają się kłopoty.
W tym sezonie Stysiak tak jeszcze nie grała. Czekała na taki wynik dziesięć miesięcy
To nie była tylko walka o tego jednego seta, a o kontrolę nad całym meczem. Bo potem Dominikanki miały już tylko jeden moment, gdy mogły pomyśleć o panowaniu nad tym, co dzieje się także po stronie Polek. Prowadziły na początku drugiej partii, ale maksymalnie dwoma punktami. Od stanu 8:7 zawodniczki Lavariniego już nie straciły prowadzenia.
W tamtym secie musiały mieć się na baczności – tak, żeby przeciwniczki nie wróciły do dobrego rytmu i nie dogoniły ich. W kolejnym zdominowały swoje rywalki – zaczęły od prowadzenia 6:0, potem to wzrosło do 15:6. I na dziewięciu punktach różnicy pozostało, a Polki kończyły mecz bardzo pewnie, praktycznie nie patrząc na to, co robiły Dominikanki.
- Nie była tylko główną bronią Polek i bardzo pewnym punktem zespołu. Od początku spotkania włączyła tryb: bestia.
- W pierwszym secie, gdy Polki miały w dorobku trzynaście punktów, ona nabiła ich już siedem.
- Miała swój dzień. Po meczu mówiła, że całemu zespołowi po porażce z Brazylią potrzeba było zastrzyku pewności siebie.
Że takie zwycięstwo jak z Dominikankami buduje jego mentalność. Tym bardziej potrzebowała go Stysiak, która przeciwko Brazylijkom nie błyszczała tak jak w piątkowym spotkaniu. Teraz była twarzą tej wygranej.
Ostatecznie zdobyła 24 punkty – 20 dzięki piłkom w ataku, w którym miała 56 procent skuteczności, a do tego dołożyła jeszcze asa serwisowego i trzy punkty w bloku. Więcej przyniósł atakującej tylko mecz z Amerykankami – 27 punktów, ale w czterech setach.
To nie tylko jej najlepszy występ w tym sezonie – pod względem średniej punktów na jednego seta ostatnio lepiej spisała się w sierpniu zeszłego roku. W fazie grupowej mistrzostw Europy przeciwko Ukrainkom zdobyła wtedy aż 35 punktów w czterech setach.
Głód takiego występu po porażce z Brazylijkami pozwolił jej wrócić na bardzo wysoki poziom, a nawet osiągnąć taki, na którym w tym roku jeszcze nie była. Porażka stała się lekcją. Lavarini już ją wykorzystuje.
Przed Polkami dwa sprawdziany i dwie szanse na zemstę
Poza wybitną Stysiak dobrze spisywała się także Olivia Różański, która dostała pierwszą szansę w wyjściowym Polek w tym sezonie – zwłaszcza w pierwszej partii, gdy miała aż 80 procent skuteczności w ataku. Do końca spotkania uzbierała osiem punktów.
Była wspierana przez , która, choć grała nierówno, to punktowała dziesięć razy. Dobrze widzieć, że pierwsza porażka nie wprowadziła u Polek przesdnej niestabilności.
Miała dać im lekcję, a Stefano Lavariniemu sporo materiału i możliwości wyciągnięcia wniosków. Już widać, że pierwsze Włoch ma w głowie i zaczyna z nich korzystać.
Słabsze momenty przeciwko Dominikankom i wcześniej Brazylijkom pokazały jednak, że Polki cierpią, zwłaszcza gdy przyciśnie się je silną, agresywną zagrywką. Wtedy łatwiej je złamać i na okres lepszej gry przeciwniczek w tym elemencie polski zespół musi znaleźć odpowiedź – choćby stabilizację gry w przyjęciu.
Choć już nieraz udowadniał, że jeśli skupi się na skutecznym ataku, to i bez tego sobie poradzi. Przed Polkami jeszcze dwa ważne sprawdziany: w sobotę z Tajkami i w niedzielę z Chinkami.
To dwie okazje do małej zemsty – przeciwko Tajkom za porażkę podczas turnieju kwalifikacyjnego do igrzysk w , a z Chinkami za półfinał zeszłorocznej Ligi Narodów. Zwycięstwa pomogłyby w utrzymaniu dobrego rytmu i motywacji przed turniejem finałowym, który ruszy już w przyszłym tygodniu w Bangkoku.
Polki awansowały do niego niedawno bez gry i już nie muszą myśleć o tym, co zrobić, by dostać się do najlepszej ósemki rozgrywek, jak inni. To komfort, ale po brązowym medalu z zeszłego roku przyjdzie też pierwszy okres gry pod większą presją.
Z coraz lepszymi wynikami – a Polki do tej pory w Lidze Narodów grają jeszcze lepiej niż rok temu – rośnie też presja i własne oczekiwania. Same zawodniczki na pewno będą chciały powalczyć o jedno z czołowych miejsc i udowodnić przed igrzyskami w Paryżu, że są w stanie walczyć z każdym.