Co Polska zaprezentowała na igrzyskach w Paryżu. „Niezwykłe i zaskakujące”
Dziesięć medali – jeden złoty, cztery srebrne i pięć brązowych. Taki jest dorobek olimpijskiej reprezentacji Polski na igrzyskach Paryż 2024. W klasyfikacji medalowej Polska skończyła te igrzyska na 42. miejscu.
Trochę lepiej takie zestawienie wyglądałoby, gdyby uwzględniało tylko liczbę medali, a nie ich kolor. Wtedy bylibyśmy na 21. miejscu. Ale przecież w sporcie chodzi przede wszystkim o zwycięstwa. A my zwycięzców mamy tylko garstkę. Dziesięć rekordów świata. Polski sport ma tego za mało.
Zwyciężczynią jest Aleksandra Mirosław. Jej trener i mąż, Mateusz Mirosław, z dumą odpowiada, gdy pytam: „Ile razy właściwie Ola pobiła rekord świata? Bo szczerze mówiąc, trudno już to zliczyć”. Otoż 10 razy. Rekord biła już trzy lata temu na igrzyskach w Tokio. Tylko że wtedy wspinaczkowe wyścigi po ścianie były zaledwie częścią trójboju. I Ola w takiej łączonej klasyfikacji końcowej tam była czwarta. Teraz wzięła złoto, po drodze dwa razy bijąc swój rekord świata – w eliminacjach.
Zwycięzcami i zwyciężczyniami w polskim sporcie są też siatkarze, Iga Świątek i Natalia Kaczmarek. Siatkarze, którzy seryjnie serwują sobie i nam medale wielkich imprez, teraz wreszcie przełamali na igrzyskach klątwę ćwierćfinału. Świetnie było oglądać, jak po niepowodzeniach na tym etapie w 2004, 2008, 2012, 2016 i 2021 roku teraz biorą to, na co zasłużyli. Wspaniale było też patrzeć, jak po upadku w półfinale podnosi się królowa Roland Garros. Świątek miała na swoich ulubionych kortach wziąć złoto – dla całego świata to było oczywiste. Pod tym ciężarem ciut się ugięła. Ale na chwilę – w dobę opanowała poważny kryzys i wywalczyła brązowy medal.
Z kolei Kaczmarek pobiegła po tyle, po ile pobiec mogła. I uratowała honor polskiej lekkoatletyki, która w Tokio miała rekordowe dziewięć medali, a teraz ma tylko ten jeden od Natalii. Kaczmarek cały czas robi postęp, wciąż się rozpędza, ale dwóch rywalek jeszcze nie dogoniła na tyle, żeby z nimi powalczyć o więcej niż brąz.
Bogowie schodzą z Olimpu. A nowych nie widać.
Złoto, srebro i dwa brązy od największych gwiazd polskiego sportu ważą naprawdę dużo. Świetnie mieć sprawdzonych mistrzów. Zwłaszcza że część z nich tracimy. Starzeją się i chyba już schodzą z Olimpu tacy bogowie i boginie jak Anita Włodarczyk (w Paryżu czwarta o pięć centymetrów od podium), Wojciech Nowicki (siódmy), Paweł Fajdek (piąty) czy Karolina Naja (po czterech medalach z igrzysk w 2012, 2016 i 2021 roku teraz nie dotarła do podium ani kajakowej dwójki, ani czwórki).
Trudno, to normalny proces. Natomiast niepokojące jest to, że bardzo brakuje nam młodych gniewnych. Czyli takich sportowców, którzy na tych igrzyskach pokazaliby, że przyszłość będzie ich. Tylko jedno polskie złoto to wynik najsłabszy od 1956 roku, od igrzysk w Melbourne. Tylko że wtedy Polska z dziewięcioma medalami była w klasyfikacji medalowej 17., a dzisiaj z 10 medalami jest dopiero 42.
Na igrzyska, które odbyły się 68 lat temu, wysłaliśmy tylko 64 sportowców, a teraz – aż 214. Z drugiej strony, krytykując naszych współczesnych olimpijczyków i ubolewając nad ich nieskutecznością, pamiętajmy o tym, jak bardzo świat sportu się rozrósł. Na tamtych igrzyskach startowały reprezentacje 72 krajów, na tych – aż 206. Wtedy medale wywalczyło 38 państw, teraz – 92. Po prostu tortem dzieli się więcej chętnych i coraz bardziej głodnych.
Prezes Piesiewicz mówi o top 4
Wiadomo, że co byśmy nie powiedzieli, nasze apetyty są większe. Prezes Polskiego Komitetu Olimpijskiego Radosław Piesiewicz zapowiadał 15-16 medali, licząc, że będzie lepiej niż było trzy lata temu w Tokio (tam Polska zdobyła 14 medali – cztery złote i po pięć srebrnych oraz brązowych). W niedzielę Piesiewicz zaprosił polskich dziennikarzy na spotkanie podsumowujące te igrzyska. Nie tłumaczył się, raczej domagał zmian.
Można usłyszeć, że gdyby on jako szef PKOl zaczął zarządzać wszystkimi wyczynowcami w naszym sporcie, to wtedy za cztery lata chętnie wziąłby odpowiedzialność za wynik Polski na igrzyskach. Piesiewicz słusznie powiedział, że jako kraj nie powinniśmy rozmawiać o organizowaniu igrzysk, skoro zdobywamy na nich tylko 10 medali. Że najpierw trzeba zbudować system, który będzie nam dawał 30 medali.
Jest to o tyle ważne, że niewiele krajów pała tak dużymi ambicjami w podobnej kwestii, jak Polska. A nadzieje polskich sportowców wiele razy zawiódł brak stabilności systemu sportowego, który może je wspierać.
Marketing na plus. Ale igrzyska są sportowe, a nie marketingowe
To jest marketing, to są dodatki, to jest ładne opakowanie. Tylko w sumie czego? W ładnym papierku jest niewielkie ciastko. Nie najemy się nim. I nie widać cukiernika z przepisem na lepsze wypieki. Prezes Piesiewicz też na takiego nie wygląda. Z jednej strony mówi, jaki jest dumny z tego, że stoi na czele polskiego olimpizmu w setną rocznicę pierwszego startu Polski na letnich igrzyskach.
Z drugiej strony – robi uniki lepsze od tych Szeremety, gdy pytamy, czy nie rzuci tego olimpizmu już za rok, żeby startować w wyborach prezydenckich. Wtedy Piesiewicz opowiada, jakie ma relacje z koszykarzami. Gości u nich w domach, je z nimi wspólne posiłki, oczywiście jest na ich każdym meczu. Prezes sport kocha, a polityką w obecnym, krajowym wydaniu się brzydzi.
Ale czy ktoś potrafi się cieszyć z takich rzeczy, jak miejsce w top 4 narodowych domów w nieoficjalnej klasyfikacji, na którą powołuje się Piesiewicz? Prawdopodobnie nie, bo nauczono nas patrzeć na konkretne rezultaty, na zajmowane miejsce w klasyfikacjach. Marka Polski w relacji do sportu na igrzyskach nie powinna być na tyle mała, że w internecie poszukiwane jest, co wydarzyło się podczas ostatniego występu sportowca, zaciśniętego pościgiem o medale. Czy więc marzenie o 30 medalach, aspiracje olimpijskie przechodzą jedynie do przeszłości, żeby kilka lat później utorować drogę nowym talentom? To główne pytania, na które odpowiedzi szukają zarówno kibice, jak i sportowcy.