Donald Trump nieuniknione zapłaci za swój błąd: „Podarował sobie powód do zmartwień”
Zespół kampanii Kamali Harris jest zadowolony. Po tym, jak kandydatka Demokratów na prezydenta zepchnęła swojego przeciwnika Donalda Trumpa do defensywy w debacie telewizyjnej, Harris chce teraz skupić się na kluczowych stanach. W najbliższych dniach zorganizuje liczne wydarzenia kampanijne w Pensylwanii i wreszcie udzieli większej liczby wywiadów. W międzyczasie 59-latka, która w ostatnich tygodniach koncentrowała się na wystąpieniach według scenariusza, stała się tak pewna siebie, że natychmiast wyzwała swojego przeciwnika do następnej debaty telewizyjnej, którą Trump odrzucił.
„Mówią, że jesteś żenujący”. Kamala Harris pokonała Donalda Trumpa w jego własnej grze. Z drugiej strony, ruch Make America Great Again (Uczynmy Amerykę znowu wielką) wydaje się prowadzić kampanię w sposób mało celowy. Aby zrozumieć, jak niejasna stała się kampania Trumpa, wystarczy spojrzeć na konto X jego syna Donalda Juniora. Od kilku dni najstarszy syn i kluczowy doradca byłego prezydenta publikuje generowane przez sztuczną inteligencję zdjęcia kaczek i kotów zamiast komentarzy na temat wysokich kosztów życia i stanu gospodarki. Czasami jego ojciec brodzi w stawie otoczonym gęsiami, czasami jeździ na złocistym kocie z karabinem AR-15. Nad zdjęciem widnieje napis: „uratuj nasze zwierzęta”.
Zdaniem Trumpa imigranci z Haiti rzekomo zabili i zjedli zwierzęta domowe w małym miasteczku w Ohio. Nie ma żadnych potwierdzonych doniesień na ten temat. Ale w bańce MAGA nie ma gorętszego tematu. Dlatego Donald Trump odniósł się do tej kwestii w telewizyjnej debacie z Harris. „Oni jedzą psy” — krzyknął do kamery — a miliony widzów w domach musiały się zastanawiać, o czym republikański kandydat właściwie mówi. Jego rywalka mogła się tylko śmiać.
W oczach amerykańskiej opinii publicznej Trump wyraźnie przegrał debatę telewizyjną — mówią o tym również sondaże (wbrew twierdzeniom republikanina). Obsesja na punkcie zabijania zwierząt domowych pokazuje, jak bardzo Trump i jego kluczowi doradcy zanurzyli się w stworzonym przez niego równoległym wszechświecie. I jest to problem dla kandydata na prezydenta. Zwłaszcza takiego, który obecnie nie ma zbyt wielu argumentów, by przeciwstawić się rywalce, którą można pokonać.
Harris nie jest bynajmniej zbawicielką, którą jej partia i zorientowane na Demokratów media chcą sprzedać. Kandydatura spadła na nią nagle, wiceprezydent nie ma dalekosiężnych planów transformacji swojego kraju, a jej wyuczone na pamięć frazy w telewizyjnym pojedynku przypominają typowe polityczne sformułowania Waszyngtonu i pozostawiają wystarczająco dużo miejsca na kontrataki.
Donald Trump mógł mocno zaszkodzić Kamali Harris, ale wszystko zepsuł. „Nie umie się powstrzymać”. Zamiast tego przez całą debatę Trump dał się skusić Harris, by się usprawiedliwić — na przykład za swoją rolę w szturmie w stolicy 6 stycznia lub w sprawie aborcji. Kandydat, który właśnie dał sobie rozkłasić nos przed milionową publicznością, powinien tak naprawdę zrobić polityczny rachunek sumienia i zrewidować swoją koncepcję kampanii.
Ale na to się nie zanosi. W najbliższych dniach Trump planuje zorganizować szereg fundraisingowych imprez na Zachodnim Wybrzeżu. Jak donosi „New York Times”, Trump wydaje się przekonany, że wygrał debatę z Harris. Mało kto w bańce MAGA odważy się mu zaprzeczyć. Prawie wszystkie źródła z kręgu Trumpa, które krytykują jego występ, pozostają anonimowe. Jak na ironię, cała sprawa przypomina debatę o Joem Bidenie, którego prawnie żaden polityk Demokratów nie odważył się otwarcie skrytykować, dopóki jego słabości — również w debacie telewizyjnej — nie można było zaprzeczyć.
Brakuje tematów i strategii. W 2016 r. Trump zidentyfikował problemy, które nękały kraj, ale były one ledwie poruszane. Rosnąca izolacja elity politycznej i medialnej (uosabianej przez Hillary Clinton i wielkie domy medialne), katastrofalne konsekwencje polityki handlowej dla siły roboczej w przemyśle, nierozwiązany problem migracji. W pewnym sensie Trump stał się ofiarą własnego sukcesu. Demokraci po prostu przyjęli jego agresywną politykę handlową wobec Chin i dodali geopolityczny spór o dominację w globalnej polityce.
Sam Biden nadał priorytet wzmocnieniu krajowego przemysłu i realizował go skuteczniej niż poprzedni rząd. Jedynie problem migracji pozostaje nierozwiązany, ale i w tej kwestii Trump nie odniósł większych sukcesów. Tyrady na temat Haitańczyków raczej nie wyczerpią potencjału w tej kwestii. Donald Trump może stracić miliony głosów. Wystarczył jeden post.
Z udanego populizmu Trumpa z 2016 r. pozostało niewiele. Kandydat nie ma planu reformy systemu opieki zdrowotnej (i przyznał to w debacie telewizyjnej). Chce walczyć z inflacją, obniżając ceny energii. Jednak jest mało prawdopodobne, by to wystarczyło. Republikanin nie był jeszcze w stanie wyjaśnić, jak zamierza zakończyć wojnę w Ukrainie. A jednak Trumpa nie należy spisywać na straty.
Wciąż radzi sobie lepiej w sondażach niż przed wyborami w 2020 r., które przegrał bardzo niewielką różnicą. Nawet jeśli wielu obserwatorów uważa oddanie głosu na byłego prezydenta za niezrozumiałe, znaczna część wyborców nadal czuje, że kandydat dobrze ich reprezentuje. Wynika to zapewne także ze skromnej oferty drugiej strony, która skupia się bardziej na popowych inscenizacjach i pompatycznie sprzedawanych minireformach niż na ambitnych projektach politycznych. A to wciąż irytuje Amerykanów. Pytanie tylko, czy Donald Trump nie irytuje ich teraz jeszcze bardziej.