Największy polski nieobecny budzi zdziwienie. „Jeśli ktoś zapytałby”
Polscy siatkarze po ostatniej piłce półfinału z USA padli z radości na parkiet, a część z nich zalała się łzami. Mateusz Bieniek w tym czasie ściskał na trybunach trenerów przygotowania fizycznego. Z obecności na boisku wykluczyła go kontuzja stopy, której doznał pod koniec ćwierćfinału. Ale teraz te problemy zeszły na dalszy plan – liczyło się tylko to, że on i jego koledzy z kadry mają medal, o którym tak bardzo marzyli. A za który Bieniek byłby gotowy cierpieć jeszcze bardziej niż obecnie.
Bieniek: Trzy razy miałem zawał To już właściwie tradycja, że mecze Polaków z Amerykanami o dużą stawkę to wielkie dreszczowce. Tak samo było w środę, gdy ekipy te zmierzyły się w półfinale igrzysk. Wynik końcowy 3:2, w tym w tie-breaku 15:13. Nie dało się oglądać tego meczu na spokojnie. A co dopiero musiał przeżywać Bieniek, który z powodu kontuzji nie mógł zagrać?
Środkowy doznał urazu pod koniec ćwierćfinału ze Słowenią i schodził z parkietu, kuśtykając. W międzyczasie dokonano transferu medycznego i do składu dołączył atakujący Bartłomiej Bołądź. Bieńkowi, podstawowemu graczowi kadry, pozostała rola kibica. – Było dużo trudniej niż na boisku. Naprawdę, mega ogromne emocje. Trzy razy miałem zawał. Ale dziękuję chłopakom za ten mecz, za to zwycięstwo – podkreślał po meczu Bieniek.
A po chwili dodał zdanie, którym obrazowo przekazał, jak bardzo zależało mu na olimpijskim krążku. – Gdyby przed turniejem ktoś mnie zapytał, czy za medal dam sobie urwać nogę, to bym powiedział: urwijcie dwie. Mam ten medal – podsumował bardzo szczęśliwy zawodnik. Jego uraz nie było pierwszym ani ostatnim, jaki dotknął polską kadrę podczas tego turnieju. – To pokazuje, jak cholernie dobry i mocny jest ten zespół. Bo nas te przeciwności losu wzmacniają. Najpierw „Forni”, potem ja, teraz „Zator” prawie sobie urwał rękę. Do tego Marcin Janusz.
To pokazuje, jak mocnym jesteśmy zespołem, bo w dalszym ciągu wygrywamy. Innych by pewnie takie sytuacje dobiły, złamały, a nas wzmacniają. I dlatego ten zespół aż tyle wygrał – argumentuje doświadczony środkowy. Przytaknął, gdy jeden z dziennikarzy spytał, czy czuje teraz wzruszenie. – Ogromne, ogromne, naprawdę – powtarzał uśmiechnięty.
Polacy zapewnili już sobie co najmniej srebrny medal, ale apetyty od początku były duże. Wielu ekspertów wskazywało ich jako faworytów do złota. Najważniejszy mecz zagrają w sobotę z Francuzami. Gospodarze turnieju to mistrzowie olimpijscy z Tokio. – Marzymy o tym złocie. Trochę ciśnienia na pewno zejdzie z nas, bo nie wrócimy z niczym. Ale każdy chce na pewno tego złota i zrobi wszystko, by przywieźć je do domu – zapewnił mistrz świata z 2018 i wicemistrz 2022.
Jego obecna kontuzja przypomniała przykrą sytuację sprzed roku. Wtedy z tego samego powodu stracił nie tylko końcówkę finału Ligi Narodów, ale też kilka kolejnych miesięcy gry. Jak będzie teraz? – To podobny uraz jak wtedy, ale za półtora miesiąca powinienem być jak nowy – zapewnił Bieniek, który podczas finału znów będzie wielkim kibicem swoich kolegów.