Niezapomniane zdjęcie: strażacy odpoczywający po akcji ratunkowej podczas powodzi
Szerokim echem w mediach społecznościowych odbiły się zdjęcia opublikowane w sobotę (21 września) przez portal Karkonoska Fotografia Ratownicza. Przedstawiają grupę strażaków z jednostki OSP – Wiejska, odpoczywających w polowych warunkach. Uwagę zwraca, że druhowie mają do dyspozycji wyłącznie niewielki materac, złożoną plandekę i prosty leżak. Ponadto jedna osoba śpi na poduszce ułożonej na haku naczepy. „Po siedmiu dniach nieustannej pracy… regeneracja sił w każdym możliwym miejscu” – napisali autorzy zdjęcia. Fotografię podchwycił również popularny specjalistyczny portal Remiza.pl. „To zdjęcie przejdzie do historii” – czytamy na.
Trudne warunki strażaków z Jeleniej Góry. „Nie potrzebujemy złotych klamek” – Byliśmy tak zmęczeni, że zasnelibyśmy na kamieniu, po prostu opadliśmy. Nasza jednostka od lat boryka się z trudną sytuacją, jeśli chodzi o warunki bytowe. Tak naprawdę powinniśmy wypoczywać w remizie, której nie mamy. Mamy tylko garaże, a z samej remizy zrobiliśmy magazyn przeciwpowodziowy. Nie było możliwości, żeby tam spać – mówił w rozmowie z Gazeta.pl Łukasz Szeszko z jeleniogórskiej OSP. Podkreśla, że sam wypoczynek potrwał raptem pół godziny. Po tym czasie strażacy ponownie zostali zerwani na alarm.
Autorzy fotografii wskazali w opisie, że ich jednostka nie ma obecnie do dyspozycji bieżącej wody, toalety i prysznica. Brakuje pomieszczeń socjalnych i przebieralni. – Tam nawet nie ma gdzie załatwić potrzeby fizjologicznej. Dajemy z siebie wszystko. Widać, że po prostu potrafimy zasnąć gdziekolwiek, byle jak. Nie potrzebujemy w remizie złotych klamek, ale te warunki powinny być godne. Tutaj nie są odpowiednie do tej pomocy, którą niesiemy – podkreśla Łukasz Szeszko.
Problemy dotyczą nie tylko samej remizy. – Nie wiem, czy ludzie zdają sobie sprawę z tego, że my jako OSP nie mamy też pięciu mundurów na zmianę. Jak założyliśmy te mundury na początku powodzi, to tak naprawdę tylko je trochę suszymy i zakładamy znowu. Od pierwszej fazy podtopień nie mieliśmy zresztą nawet czasu, żeby się przebierać – wyjaśnia nasz rozmówca.
Podczas powodzi strażacy wykonali ponad 100 wyjazdów. „Niektóre jednostki robią tyle w 10 lat”. Sytuację pogarsza dodatkowo fakt, że sama remiza została zalana podczas powodzi. – staraliśmy się jej, ale kiedy brakło dostępu do prądu, to wszystkie pompy stanęły i byliśmy w takiej samej sytuacji jak inni – wyjaśnia Łukasz Szeszko.
Już opadła, ale budynek wciąż trzeba doprowadzić do porządku. Strażakom brakuje jednak czasu – wciąż koncentrują się na działaniach ratowniczych oraz zabezpieczaniu mienia, a także prowadzą zbiórkę darów dla powodzian. – Wszystko u nas w remizie czeka, a powinno być dawno wysprzątane. My dalej skupiamy się na wsparciu dla społeczeństwa – dodaje nasz rozmówca.
Mimo niesprzyjających warunków strażacy ze wszystkich sił zaangażowali się we wsparcie w trakcie powodzi. Od rozpoczęcia kryzysu jednostka wykonała około 140 wyjazdów. – Niektóre jednostki 100 wyjazdów robią w 10 lat, a my zrobiliśmy to w ciągu tygodnia. Jesteśmy przemęczeni, ale staramy się nieść pomoc, jak tylko możemy. Nie mamy też zmian jak w PSP – 24 godziny i do domu. Tu jest ciągła praca, tak naprawdę od zeszłego czwartku – podkreśla Łukasz Szeszko.
Działania strażaków nadal nie ustają. Jeszcze w nocy z niedzieli na poniedziałek (22-23 września) wybierają się do z darami. – Magazyny w Jeleniej Górze już pękają w szwach. Chcemy zwozić to do innych miejscowości, które nadal potrzebują pomocy – wyjaśnia nasz rozmówca.
W związku z podtopieniem remizy strażacy ponieśli również duże straty w zakresie posiadanego sprzętu. Łukasz Szeszko podkreśla jednak, że jego jednostka nie planuje żadnej zbiórki finansowej. – Tu nie chodzi o pieniądze, chodzi o sprzęt, który chcielibyśmy odtworzyć. To, co było, zostało zalane do metra – wszystkie szafki, sprzęty zostały zniszczone – wskazuje.
Obecnie strażakom przydałyby się między innymi radia. – Gdyby jednostki miały jakieś radia, których nie używają, nawet z popsutą baterią, moglibyśmy je wykorzystać – wskazuje nasz rozmówca. Kłopotliwy jest ponadto deficyt elektrycznych pomp szlamowych. – Jeżeli ktoś chciałby nas wesprzeć, to taką pompę byśmy przyjęli. Bylibyśmy bardzo wdzięczni – podkreśla Łukasz Szeszko.
– Chciałbym podziękować społeczeństwu, że potrafiliśmy współpracować w tym czasie mimo waśni. Okazuje się, że takie kataklizmy jednoczą Polaków. Obawiam się, że jak wrócimy za 3-4 tygodnie do zwykłej codzienności, to znów będziemy rzucać się sobie do gardła za drobnostki. A udowodniliśmy jednak, że potrafimy wznosić się ponad podziały i wspólnie działać – mówi na koniec nasz rozmówca.