Wilfredo Leon skromnym zwycięzcą, który wciąż dąży do złota
Słowenia jest zwykle ogromnie trudnym rywalem dla Polski. Tym razem w Łodzi, ostatniego dnia Ligi Narodów 2024, ten zespół postawił się naszemu tylko w pierwszym secie. Prowadzona przez Nikolę Grbicia pewnie i zasłużenie wygrała mecz o brązowy medal.
Mimo że nie wszyscy nasi siatkarze rozegrali mecz świetny czy nawet bardzo dobry. Siatkarzy oceniamy w szkolnej skali 1-6. Nie jest tak dokładny, jak potrafi być i generalnie korzysta z niewielu opcji. Brakuje od niego do drugiej linii, nie ma efektownych kombinacji ze środkowymi, za rzadko gubi blok rywali. Czujny na bloku, zdobył nim aż pięć punktów.
W tym meczu znów pokazał, że choć nie jest najwyższy, to wcale nie jest dziurą w polskiej ścianie. Ale te elementy rzemiosła, które dla rozgrywającego są podstawą, musi do igrzysk poprawić. Przy 2:0 i 9:9 Grbić zdjął go z boiska. Bo coraz bardziej raził niedokładnością. Zagrał mimo wszystko za krótko.
I tak naprawdę kiedy wszedł, to więcej zależało od naszej bardzo dobrej zagrywki niż od tego, że on jakoś wyraźnie uspokoił grę. Jeden blok, jeden as, a w ataku 8/19. Nieźle, może nawet dobrze. Ale to jeszcze nie to, co kapitan może grać. I co pewnie wkrótce będzie grał.
Wchodził na podwójne zmiany, ale trochę nie wiadomo po co, skoro praktycznie nie dostawał piłek. Atakował raz, punktu nie zdobył. Protokół meczowy pokazuje, że raz zapunktował blokiem i raz zagrywką. Nie sposób było nie zauważyć tego pierwszego razu, bo tę akcję fetował, sprintując wokół boiska tak, jakby to się stało nie przy spokojnym prowadzeniu 19:13 w drugim secie, tylko przy meczbolu na wagę olimpijskiego medalu.
Widać po nim, jak bardzo chce pojechać na igrzyska do Paryża. Nie zagrał. Ciekawe czy to znaczy, że trener Grbić już zrezygnował z niego w kontekście składu na igrzyska.
Dwa asy, dwa punktowe bloki tylko jeden punkt w ataku. Ale tam dostał tylko jedną piłkę, to nie jego wina, że tak mało. Dobry występ. I czekamy na mecze, w których będzie mógł pokazać więcej. W ataku 4/10, w bloku bez punktu, a duży plus za trzy asy serwisowe. Ale to ciągle jeszcze nie jest Bieniek w najlepszym wydaniu. Jeszcze! Nie zagrał.
W pierwszym secie skończył cztery z dziewięciu ataków. To już był występ dwa razy lepszy niż dzień wcześniej – w półfinale z Francją w dwa i pół seta atakował dziewięć razy, a zdobył tylko dwa punkty. Ale to 4/9 Leona z pierwszego seta to i tak nic przy jego blokach na 25:24 i 26:24 w tej partii. I przy tym, co pokazał w następnych setach.
W drugim miał w ataku bilans 5/7 i dwa asy serwisowe. W trzecim i ostatnim secie pozostał liderem naszej drużyny (4/6). Mecz skończył z zapisem 13/22 w ataku, z trzema blokami i dwoma asami. A wiecie, co jest najlepsze? Że Wilfredo grał świetnie z taką miną, z której łatwo było wyczytać, że jest mu żal. Tego, co uciekło w sobotę.
To niby nic, przecież jest tylko turniejem przygotowawczym do igrzysk. Ale Leon zawsze i wszędzie chce złota. On czuł, że w sobotnim półfinale z Francją zagrał słabo. Zrehabilitował się błyskawicznie. Jak prawdziwy mistrz.
Ocena byłaby jeszcze wyższa, gdyby lepiej przyjmował. Zdobył aż pięć punktów blokiem. Był w tym elemencie najlepszy w drużynie. W ataku tym razem słabiej – 7/18. Na zagrywce bez punktu. Jego przyjęcie zagrywki też pozostawiało sporo do życzenia. Ale znów brawa za waleczność.
Nawet jeśli w pewnym momencie przesadził i nie wiadomo dlaczego znalazł się po słoweńskiej stronie boiska z klatką piersiową wypiętą w stronę Klemena Cebulja. Grał za krótko. Grał za krótko. Przyjmował bardzo źle. Wyglądał słabo nawet na tle niepewnego w tym elemencie Leona i , który też nie miał w odbiorze najlepszego dnia.
Na nim Słoweńcy zrobili najwięcej asów – dwa. W obronie niewidoczny, podbił tylko dwie piłki. Tu musimy poczekać na olimpijską formę. O ile dobrze czytamy, że to na niego postawi trener Nikola Grbić. Nie zagrał.