Stratowali miliard euro w inwestycji, która okazała się pułapką. Szczęsny jeden z poszkodowanych.
Cristiano Ronaldo (Al Nassr), Neymar (Al Hilal), Karim Benzema, N’Golo Kante (obaj Al Ittihad) czy Jordan Henderson (Al Ettifaq) – to najwięksi piłkarze, którzy w zeszłym roku zdecydowali się na przejście do Arabii Saudyjskiej. O ich transferach mówiło się na całym świecie. Jasne było, że do gry w egzotycznym kraju nie skłoniła ich miłość do 40-stopniowych upałów, tylko dobre pieniądze. Saudyjczycy swoim kompulsywnym kupowaniem i przepłacaniem wpakowali się jednak w kłopoty. I dziś ponoszą ich konsekwencje.
Bez ograniczeń, czyli przepalony miliard euro
Specyfiką arabskiej ligi jest to, że nie maj ona ograniczeń, z jakimi muszą się zmierzyć kluby w Europie. Nie ma finansowego fair play, nie ma limitów w wydatkach transferowych i wynagrodzeniach. To dlatego w zeszłym roku Saudyjczycy zrobili transfery za prawie miliard euro. Zakupami przebili kwoty wydawane w tamtym roku przez Serie A, La Liga czy Bundesligę. Więcej od nich wydała tylko Premier League.
W tym roku piłkarskie Zmienił się nie tylko budżet, ale i zakupowa strategia. Po pierwsze najgłośniejszych transferów dokonywano już po zamkniėciu okienek transferowych w Europie. Co za tym idzie, nie przepalano tak pieniędzy na duże nazwiska i czekano, aż konkurencja się zmniejszy, a oczekiwania samych graczy będą bardziej wyważone. Po drugie, większość drużyn była już dobrze „zaopatrzona” w zagranicznych piłkarzy po ostatnim roku i miała trudności z ich sprzedażą. W dodatku w sporej liczbie przypadków do klubów powrócili obcokrajowcy, którzy byli wypożyczeni, a piłkarska szatnia, ale przede wszystkim system rejestracji graczy nie jest z gumy.
- Problem z pozbyciem się drogich graczy. „To nie było dobre”
Przypomnijmy, że zgodnie z regulacjami kluby mogą podpisać kontrakt z ośmioma zawodnikami spoza Arabii (bez względu na ich wiek), a także z dwoma zawodnikami spoza Arabii, ale urodzonymi w 2003 r. lub później. Przepis dotyczący młodych graczy wprowadzono, aby zwiększyć inwestycje w piłkarskie talenty. A żeby pomóc w rozwoju miejscowych graczy, w drugiej lidze zaostrzono limit zawodników zagranicznych: z siedmiu do pięciu. Arabskie kluby nie będą zatem co roku łowić piłkarzy bez opamiętania. Zresztą z tego powodu już wpadły w pułapkę.
„To nie było dobre”
Widać ją dobrze na przykładzie Al Shabab. To klub, który chciał zainwestować w nowego napastnika. Najpierw postanowił jednak pozbyć się kupionego latem 2023 r. Senegalczyka Habiba Diallo. Był to rekordowy ruch tego klubu – Diallo był był ważną postacią Ligue 1, w ostatnim sezonie w barwach Strasbourga strzelił 20 goli. W Arabii Saudyjskiej Diallo tych goli w sezonie miał tylko pięć, więc zdecydowano o transferze. Kilkumiesięczne starania Al Shabab, by gdzieś sprzedać napastnika spełzły jednak na niczym. Kluby odstraszała pensja, do której przyzwyczaił się zawodnik, a szkoda im było też wyrzucać fortunę na gracza, który nie błyszczał w lidze saudyjskiej. Ostatecznie Diallo pozostał w Arabii i został wypożyczony do Damac FC. Takich przypadków było więcej. Ich wspólnym mianownikiem była finansowa strata.
- Dobrze widać to na przykładzie portugalskiego skrzydłowego Joty.
Rok temu kosztował on Al-Iitihad 29 mln euro, teraz Rennes wzięło go za z Arabii za osiem. Być może niedługo przepełniony gwiazdami arabski rynek będzie kojarzył się europejskim klubom z atrakcyjnymi wyprzedażami? – Niektóre kwoty transferowe i kontrakty, o których pisały media, rzeczywiście zawierały astronomiczne kwoty. To nie było dobre – przyznał nawet saudyjski minister sportu Turki Al Saud.
Transferowy atak na Amerykę Płd.
Młodzi cenni Zresztą tegoroczne transfery pod względem liczby, poza ligowa czołówką, napędzał kluby, które awansowały do najwyższej klasy rozgrywkowej w Arabii Saudyjskiej: Al Orobah i Al Qadsiah.