Najłatwiejsza trasa na Marsa wiedzie przez Księżyc
Stawiam w ciemno, że większości z was nie było nawet na świecie, gdy człowiek po raz pierwszy poleciał na Księżyc. Stało się to za sprawą misji Apollo 11, której nazwa na dobre zagościła na kartach historii i w popkulturze. Miała miejsce w 1969 roku, a samo lądowanie astronautów odbyło się 20 lipca o godzinie 20:17:40 UTC. Było to wydarzenie wiekopomne, które stanowiło urzeczywistnienie marzeń milionów o sprawdzeniu, co się tam kryje. Zresztą, sam Księżyc spędzał sen z powiek badaczom i odkrywcom od tysiącleci. Nie tylko dlatego, że jasno świecił – po prostu był z nami od zawsze, zdobiąc nocne (i nie tylko) niebo, tworząc więcej pytań, niż odpowiedzi.
Lądowanie na Księżycu było zatem wspaniałym celem, który ludzkości udało się osiągnąć. Przy okazji zakończyło pewien etap, jaki dzisiejsi nazwalibyśmy „wyścigiem kosmicznym”. USA wyprzedziło ZSRR w gonitwie o to, kto jako pierwszy umieści swoją flagę na innym obiekcie w kosmosie. Po serii lotów na Księżyc można było uznać, że teraz wszechświat staje przed nami otworem. Ludzie liczący lata temu na dalszą ludzką eksplorację nie mogli się bardziej mylić – przynajmniej jeżeli spodziewali się rychłego wysyłania astronautów w inne miejsca.
Lata przerwy, czyli nie odwiedziliśmy sąsiada Eugene Andrew Cernan, Ronald Evans i Harrison Schmitt – to trójka astronautów, która jako ostatnia poleciała na Księżyc. Ich misja miała miejsce w 1972 roku. Dlaczego stało się tak, że przez dobre 5 dekad ludzkość nie postawiła ponownie swojej stopy na powierzchni Srebrnego Globu? Przecież możliwość zobaczenia transmisji na żywo z lądowania to coś, co chciałby zobaczyć niemal każdy mieszkaniec naszej planety.
Z drugiej jednak strony, czy kilkadziesiąt miliardów dolarów jest tego warte? Koszt takiej wyprawy jest potężny – i to właśnie on zniechęcał oraz sprowadzał na ziemię niejednego polityka, składającego huczne obietnice. Żaden z nich nie doprowadził jednak projektu misji do końca. Przeszkód było sporo, bo finansowanie to jedno, do tego dochodził brak precyzyjnego celu czy problemy w porozumieniu się rządu z NASA.
Ostatecznie Amerykanie (podobnie jak kilka innych nacji) w kosmosie obecnych było – ale głównie za sprawą sond czy astronautów obecnych na ISS. Stan rzeczy powoli się jednak zmienia.
Marsjańskie marzenie powraca
Wszystko za sprawą kolonizacji Marsa, lub po prostu – umieszczenie człowieka po raz pierwszy w historii na innej planecie. Mars wydaje się być do tego idealny. Nie jest aż tak daleko, ani nie panują na nim tak piekielne warunki, jak chociażby na Wenus. To po prostu skalista planeta, do której dałoby radę dotrzeć bez korzystania z technologii, o których posiadaniu możemy jedynie śnić, jak na przykład podróże międzygwiezdne.
Okazuje się, że w obliczu takich planów, na tapetę powraca Księżyc. Wszelkie wyliczenia czasu podróży z Ziemi na Marsa nie prezentują się korzystnie. Długi czas lotu (wiele miesięcy), odpowiednie przygotowanie pod względem zapasów, możliwość wystąpienia problemów po drodze – to wszystko rzeczy, które komplikują naszą wizję podboju kosmicznego sąsiada.
Droga na Marsa, przystanek: Księżyc
Już teraz jesteśmy w trakcie faktycznego podboju Księżyca, tym razem jego celem jest przygotowanie stałej placówki ludzi na satelicie. Na pewno słyszeliście o misjach Artemis, których ostatecznym celem jest powrót człowieka na Księżyc przed dalszymi wyprawami. W jaki sposób efektywnie pracować w takich warunkach? Czego ludzie muszą się nauczyć, a co będzie barierą nie do przejścia dla pracy w kosmosie? To wszystko okaże się na Księżycu, czyli w znacznie łatwiej dostępnym środowisku, niż powierzchnia Marsa.
Brak takiej wiedzy jest w tym momencie naszym największym problemem – powiedział Clive Neal, geolog z Uniwersytetu Notre Dame. Stała placówka na Księżycu jest zatem pierwszym i najważniejszym krokiem, jaki wykonamy w kierunku podboju kosmosu. A nadal będziemy wystarczająco blisko domu, by wylecieć z niego.