Prawybory Bosaka, atak na Szydło. Prawica rzucona w pułapkę.

Prawybory Bosaka, atak na Szydło. Prawica rzucona w pułapkę.

Przemysł „prawicowych prawicobów” należący do Krzysztofa Bosaka wydaje się być bardziej blefem niż faktem. Niemniej jednak PiS powinien poważnie potraktować propozycję dotyczącą debaty z Konfederacją na temat kandydatów prezydenckich. Nie mamy wątpliwości, że jednak tego nie zrobi. Ogłoszenie przez Donalda Tuska dogmatu o tym, że PiS „ukrał Polakom 100 miliardów złotych”, to nie tylko kolejna forma nacisku na Państwową Komisję Wyborczą. Ten dogmat decyduje o tym, co będzie głównym tematem polskiej polityki w nadchodzących miesiącach, a prawdę mówiąc, także podczas kampanii prezydenckiej. Sam fakt ten jest wyssany z palca, szef Krajowej Administracji Skarbowej mówi o pięciu miliardach złotych, jednak nie jest jasne, co władza kwalifikuje jako przekroczenie publicznych funduszy. Nie neguję faktu, że przez osiem lat niektórzy politycy z PiS ulegli demoralizacji, przekonani, że zawsze będą rządzić. Wykorzystywali fundusze publiczne do wzmacniania wpływów w sferze publicznej. Jednak teatrzyk Tuska z mobilizacją 100 urzędników do szukania winy u poprzedników po prostu nie współgra z demokracją. Towarzyszą temu żałosne metody, takie jak próba wyeliminowania „nieodpowiedniego sędziego” losowanego do decydowania o aresztowaniu polityka opozycji Marcina Romanowskiego. Jest w tym jeszcze coś gorszego. Tusk już kilka razy powtarzał, że na razie niewiele zrobił, bo musi oczyścić państwo po poprzednikach. Teraz więc będzie robił to jeszcze gorliwiej. To sygnał, że nie należy oczekiwać od nowego rządu spójnej, sensownej polityki skierowanej w przyszłość.

Prezydentura jako klucz

Ta burza sprawia, że Zjednoczona Prawica staje się oblężoną twierdzą. Ten proces będzie nasilał się. Pozostaje pytanie, co to właściwie oznacza. Czy jeszcze większe „wojskowe” podejście PiS? W zamyśle Jarosława Kaczyńskiego od lat miało to przypominać wojsko. Bardziej przypominało dwór sułtański, ale rozumiemy ideę. Model przywódczego zarządzania, kiedy władza koncentruje się w rękach coraz starszego lidera, przekonanego o swojej nieomylności. A może odpowiedzią na zagrożenie zewnętrzne powinno być większe zaangażowanie kolektywnego kierownictwa partii, działaczy samorządowych, a w końcu i zwykłych członków? Rozważam to głośno. W tym samym czasie dla PiS wybory prezydenckie stają się walką o przetrwanie.

Jeśli polityk obecnej koalicji, według najnowszych plotek być może sam Tusk, zdobędzie pałac prezydencki, ostatnie hamulce znikną. Ostatnie niezależne od obecnej władzy instytucje zostaną zlikwidowane, minister Bodnar przeprowadzi czystki w sądach, a pod pretekstem walki z „mową nienawiści” zostanie wprowadzona regularna cenzura. Podjęta zostanie próba zbudowania systemu bez prawicy, bez opozycji. W obliczu tego zagrożenia obecna lista potencjalnych kandydatów prezydenckich PiS wydaje się na razie być dość niewyrazista.